Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 23



Witam wszystkich zgromadzonych :)
Dziś mam dla Was troszkę inny rozdział, mam nadzieję, że przypadnie Wam on do gustu. Muszę przyznać, że mi osobiście bardzo przyjemnie  się go pisało :)
Dajcie znać co myślicie :)
Pozdrawiam Forever:*
 


Co poranek ten sam problem.
- Gdzie do cholery jest mój identyfikator - krzyczę, przekopując górę ubrań. - Jest!
Wyciągam zdobycz z kieszeni w marynarce. Szybko wskakuje w kalosze, płaszcz i wybiegam do pracy. Oczywiście jak na Londyn przystało na dworze deszcz. Pędzę ile sił w nogach na metro. W ekspresowym tempie docieram do wejścia do Ministerstwa Magii. Kolejka przed wejściem dla kobiet nie jest duża.
- Na moje szczęście - mamrocze pod nosem.
Przy drzwiach stoi strażnik. Nerwowo zaczynam szukać po kieszeniach płaszcza mojego identyfikatora, kapiąc parasolem na każdą stronę. O jest. Wyciągam go nerwowo z kieszeni i pokazuje mężczyźnie. Przechodzę dalej, wystukuje kod, a przede mną ukazuje się dziedziniec Ministerstwa Magii. Pośrodku widnieje posąg nowego ministra Magii a nad nim zegar, który oświadcza mi, że właśnie się spóźniłam.
Chwytam parasolkę pod pachę wraz z torbą i zaczynam biec do windy, przepycham się między ludźmi. Dobiegam w ostatnim momencie, wchodzę i drzwi zamykają się przy pomocy kolejnego strażnika. Kluczę - myślę. Znowu gwałtownie zaczynam ich szukać, kiedy ktoś nagle poklepuje mnie po ramieniu.
Odwracam się nerwowo, kiedy moim oczom ukazuje się mój dawny profesor, Severus Snape.
- Eee – zacinam się, szukając w głowie odpowiedniego określenia. - Severusie - zaczynam w końcu.
- Granger ty tutaj - odpowiada. W jego tonie ironia miesza się z pogardą.
Nie zmienił się za bardzo. Ciągle ma czarne włosy, teraz wydają się troszkę krótsze. Oczy nie są już tak zmęczone jak kiedyś, twarz też wydaje się odżywiona i zdrowsza. Jego ciało wygląda bardzo dobrze, choć przykryte jest garniturem, który swoją drogą jest wart więcej niż moje oszczędności. I wtedy moim oczom ukazuje się jedyna i zarazem tak istotna zmiana. Złoty pierścionek na palcu, który świadczy tylko o jednym. Jest żonaty.
- Co cię tak zatkało? I Ty z takim zapłonem tu pracujesz? - warknął.
- Tak to znaczy nie. Zamyśliłam się po prostu. Co tu robisz?
- Właśnie wracam od ministra, mieliśmy pewną spraw do dogadania. A ty Granger, w jakim departamęcie pracujesz?- spytał wyraźnie zaciekawiony.
- Międzynarodowej współpracy czarodziejów.
- Że cię tam przyjęli, z twoimi zdolnościami.
- Jak zawsze miły - wycedziłam z przylepionym uśmiechem.
- Jak zawsze nie wyparzona buźka Granger?
- Nie mieszka w Londynie? - spytałam, specjalnie zmieniając temat.
- Nie, jestem tu przejazdem. A co Granger chcesz mnie zaprosić na wycieczkę objazdową?
Prychnęłam.
- Nie, ale na kawę, czemu nie - wypaliłam, zanim pomyślałam.
- Chętnie.
On chyba też nie zastanowił się nad odpowiedzią - pomyślałam.
- Panno Granger to pani dział - poinformował mnie strażnik, wyrywając z zamyślenia.
- Panno Granger, to co o 18 w The Brew?- spytał nonszalancko, wygłupiając się oczywiście.
- Może być - rzuciłam w biegu.
Dziś miałam wyjątkowe szczęście. Nie było mojego szefa, który z pewnością dałby mi popalić za moje kolejne spóźnienie. Usiadłam wygodnie przy swoim biurku i rozłożyłam papiery, przywołałam swoją ulubioną. Jej aromat od razu stawiał na nogi. Pociągnęłam łyk i zabrałam się do pracy. Kiedy już miałam zacząć pisać recepturę na eliksir uzdrawiający, dotarło do mnie, co się wydarzyło.
- Może nie powinnam się z nim spotykać, w końcu ma żonę - pomyślałam. - Kretynko - skarciłam się w duchu. - Przecież to tylko kawa, a nie noc w hotelu.
- W co ja się ubiorę, cholera nie mam się w co ubrać. Nie no ubiorę się normalne, na sportowo, no dobra może bardziej elegancko, nie pójdę do restauracji w dresie. Spódniczkę? Nie zbyt wyzywająco. Tak spodnie – dobrze spodnie. Może ubiorę tę nową koszulkę, nie ma za duży dekolt, to co w golfie pójdę?! – kłócę się sama ze sobą w myślach.
- Panno Granger?! Jest tam pani?
I wtedy wyobrażenie mnie w głowie znika, a pojawia się pulchna ręka wice dyrektora mojego działu.
- Tak?
- Może zajęłabyś się praca? Wreszcie - burknął, po czym odszedł, rzucając na moje biurko stertę papierów.
- Dupek, mści się, że nie poszłam z nim na kawę.
Spojrzałam na stertę papierów, jaka mnie czeka i stwierdziłam, że to dobry pomysł wziąć się jednak do pracy.
Godzina trzecia wybiła, szybciej niż myślałam. Z nadmiaru pracy zapomniałam zjeść kanapek, które leżały na dnie torby. Mój brzuch tylko mi o nich przypominał. Chwyciłam za torbę, a resztę tekstów, które znajdowały się na biurku, schowałam na dno szuflady, zamykając ją na klucz. W biegu ubrałam się i pobiegłam do windy. Dziś szczęście wyjątkowo mi dopisywało, zmieściłam się do pierwszej tury wyjazdu. Winda powrotna nie jechała do ministerstwa tylko do wyjścia, więc każdy chciał się znaleźć w niej jako pierwszy. Oczywiście przy wyjściu czekali strażnicy sprawdzający identyfikatory i czy nic nie zostało wyniesione. Kiedy przeszłam przez kontrole, szybkim tempem ruszyłam do metra. Naprawdę miałam dziś farta, kiedy zjawiłam się na platformie, od razu podjechał mój transport. Usiadłam na wolnym krześle zaraz przy oknie i wyciągnęłam z torby swoją kanapkę. Miałam przed sobą tylko kilka przystanków, kiedy dokładnie na wprost mnie usiedli ona i on. Bardziej on, a na nim ona. Miłość od nich biła tak, że aż raziła po oczach. Ich namiętne pocałunki skutecznie zniechęciły mnie do jedzenia. Przerwałam czynność i resztę wrzuciłam do torby. Kiedy tylko automatyczna pani poinformowałam mnie przez głośnik, że właśnie zbliżamy się do mojego przystanku. Uradowana podeszłam do wyjścia i od razu wysiadłam. Na peronie znajdowało się dużo ludzi, na szczęście większość z nich wsiadała, więc na schodach panowały pustki. Szybko je pokonałam, wbiegając po dwa schodki. Rześkie powietrze otuliło moje ciało. Z przystanku miałam kilka kroków do domu. Kiedy znalazłam się w mojej kamienicy, przy wejściu powitał mnie sąsiad, a przed drzwiami leżała dzisiejsza prasa. Wzięłam ją i kiedy już znalazłam klucze, otworzyłam drzwi, by po chwili je za sobą zatrzasnąć.
Była dokładnie siedemnasta trzydzieści jeden, miałam niecałe pięć minut, żeby wyjść i się nie spóźnić. A ja biegałam jak szalona po pokojach, szukając drugiej pary butów.
- Jest - krzyknęłam, wtaczając się pod komodę.
Założyłam na nogi moje kalosze i przejechałam dłońmi po teksturze spodni. Spojrzałam w lustro. Bujne loki związałam w niedbały kok, a za pomocą wsuwki przypięłam odstające kosmyki.
- Jestem gotowa - powiedziałam do odbicia.
Chwyciłam granatowy płaszcz i torebkę, po czym wyszłam z mieszkania.
Dokładnie o osiemnastej stanęłam w drzwiach restauracji. Przy wejściu powitał mnie kelner, po czym poprowadził mnie do stolika. The Brew to najbardziej klimatyczne miejsce w ścisłym centrum Londynu. Całe wnętrze jest przystrojone w iście domowy sposób, na ścianach wiszą pamiątkowe zdjęcia przybyłych tu osób, u sufitu uczepione są słoiki z lampionami w środku, które dają cudowny rozbłysk światła, na stołach z ciemnego drewna ułożone są metaliczne obrusy. Eleganckiej zastawie towarzyszą, sezonowe kwiaty.
Przystojny kelner doprowadził mnie do stolika, przy którym siedział Severus. Ubrany był w czarną koszulę i spodnie, wyglądał bardzo elegancko. Nawet z takiej odległości czułam jego drogie perfumy.
- Dobry wieczór - przywitał mnie, wstając.
- Witam –odpowiedziałam, siadając na odsunięte przez kelnera krzesło.
- Poprosimy menu - poinformował surowo Snape.
Kelner przytaknął, a kiedy odszedł nastała niezręczna cisza.
- I co Granger jak ci się udało dostać tę pracę?- wypalił mężczyzna bez zbędnych ogródek.
- Znalazłam się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
- Każdemu udzielasz tak wyrafinowanej odpowiedzi?- zadrwił.
- Tylko tym natarczywym - odparłam.
- Kto tu jest natarczywy Granger, to ty mnie zaprosiłaś na kawę.
- Tak na kawę, ale to ty wybrałeś restaurację, ja myślałam bardziej o Costa Coffee.
Na jego twarzy pojawił się przelotny uśmiech. Kelner właśnie w tym momencie dotarł z kartami do naszego stolika.
- Wie pan co, zastanowiliśmy się, poprosimy tylko kawę - wypalił nagle Severus.
A ja staranowałam go spojrzeniem. Kelner wyraźnie zdziwiony spytał:
- Tyko kawę? Czarna?
- Tak – odpowiedział za nas dwoje.
Kiedy odszedł, wypaliłam:
- Kawę?!
- No co przecież mówiłaś, że zaprosiłaś mnie tylko na kawę – odpowiedział, przeciągając każdą sylabę.
Prychnęłam.
- Nie pije czarnej.
- To już twój problem - odparł.
***
- Nigdy w to nie uwierzę – odparłam lekko chwiejnym tonem.
Właśnie kończyłam swoje piąte Martini. Alkohol dawał już o sobie znaki. Gdyby nie krzesło, na którym siedziałam, z pewnością leżałabym już nie ziemi.
- To nie wierz! - parsknął Mistrz Eliksirów. - To co po kolejnym?- spytał.
Przytaknęłam.
- Więc jesteś żonaty - stwierdziłam, wskazując palcem na jego dłoń.
- Tak - odparł, pocierając szyje.
- Jaka jest ? - spytałam, przygryzając słomkę.
Po chwili zastanowienia odpowiedział.
- Dobra i inteligentna.
Ulga pojawiła się na jego twarzy, kiedy kelner przyniósł kolejne drinki.
Sięgnął po swoje whisky, podając mi mojego drinka. Podniósł szklankę do góry i pociągnął spory łyk. Poszłam w jego ślady i zassałam przez słomkę swoje Martini. Od razu poczułam, że to był błąd. Starając się nie zwracać uwagi, na złe samopoczucie, stwierdziłam, że pociągnę rozmowę. Jednak Severus mnie uprzedził:
- Dobrze się czujesz?
- Eee tak- wybełkotałam, po czym runęłam z krzesłem na ziemię.
- Hermiona - krzyknął, podbiegając do mnie i pomagając zebrać mi się z ziemi.
- Nic ci nie jest?
Pokiwałam przecząco głową.
- Lepiej już chodźmy- powiedział, stawiając krzesło.
Wychodząc, zapłacił kelnerowi, zostawiając spory napiwek. Kiedy znaleźliśmy się na dworze, zimne powietrze dało mi mokrego plaskacza w twarz.
- Ubierz się - wycedził przez zęby, opierając moje ciało o mur budynku.
Mozolnie podniosłam dłonie, w ogólnie nie starając się mu pomóc. Mistrz Eliksirów pochylił się, usiłując włożyć mi płaszcz. Jego usta wylądowały dokładnie kilka centymetrów od moich. Pachniał whisky. Nachylił się jeszcze bliżej w moją stronę. Czułam, jak bije jego serce, moje również właśnie wyskakiwało z orbity. Napięcie rosło, czułam się jakbym stała tam wieki. Moje myślenie nagle stało się zupełnie trzeźwe. ON MA ŻONĘ. Jak czerwony kogut ta informacja pojawiła się w mojej głowie. I kiedy chciałam się odsunąć, on zbliżył się, a nasze usta się złączyły. Delikatne muśnięcie, przerodziło się w żarliwy pocałunek. Ssał moje wargi, równocześnie przygryzając je. Oderwałam się na chwilę od niego i wyszeptałam:
- Nie możemy.
Jednak już po chwili nasze usta ponownie się złączyły. Przyparł mnie mocniej do ściany budynku, a jego noga znalazła się między moimi udami. Usta zaczęły wędrować po mojej szyi, zostawiając na niej czerwone ślady ugryzień. Moje dłonie znajdowały się na jego plecach. Po chwili jednak obrały inny tor i zjeżdżały linią kręgosłupa na jego pośladki. Palce Severusa znajdowały się na moich udach, żarliwie próbujące przedostać się pod materiał spodni. Jego noga drażniła moją kobiecość.
- Hermiona!
Wstrząsy oraz krzyk sprawiły, że dziewczyna się obudziła.